A tam, żeby to było co opisywać... Ponieważ wiedziałem, że na spotkaniu będzie parę osób, a pogoda francowata, to założyłem że na koniec spotkania fajnie będzie usiąść w ciepłym, coś zjeść i pogadać. Czyli knajpa nam była pisana. Wybrałem LW, bo dwa w jednym - fajny fort i knajpa na miejscu w redicie. Zadzwoniłem tam na wsiaki słuczaj, zamówiłem kazamatę/celę, a ponieważ mieli mieć tego dnia jakiś bal adwokata czy coś takiego, to uzgodniłem z kimś z obsługi że zaproponują nam trzy rodzaje zupy i trzy rodzaje drugiego dania, i coś sobie wybierzemy.
Zachodzimy na miejsce i na dzień dobry poszliśmy połazić po wałach. Jeden kolega został na dole, postanowił wejść do środka i dostał ochrzan na dzień dobry, że przyszedł za wcześnie. Po chwili zeszliśmy z wałów i weszliśmy wszyscy. Przyszła za nami pani, zapytała czego chcemy, opowiedzieliśmy się i dała nam do wyboru - żurek, pomidorowa i jeszcze coś trzecie. Wszystko ustnie, żadnej karty, menu, że o cenach nie wspomnę. Lekko nas zmroziło, ale dobra. Zamówiliśmy najpierw po zupie, nawet niezgorsza była, zjedliśmy i pani zawitała ponownie zebrać zamówienia na drugie danie, znów ogłaszając ustnie co jest i nic nie mówiąc o cenach. To nas już troszkę wkurzyło, zapytaliśmy niedyskretnie o ceny i wtedy wyszło że zupa owszem 6 zeta, ale drugie 21 czy coś, przy czym nic wyszukanego. Zrezygnowaliśmy wtedy in gremio, a kolega który pracuje na rynku w knajpie rzekł głośno, co o tym myśli - o braku karty, niepodawaniu cen itd. i zażądał rachunku. Kwas był już wielki, rachunek dostał ale po chwili zawitał do nas szef tego przybytku z pretensją, że mieliśmy zamówić całe obiady i że jakbyśmy zrobili zamówienia na ponad 100 zeta, to byśmy sobie mogli wybrzydzać, a tak to zawracanie głowy. Innymi słowy, nasz klient, nasz pan po całości. Rzekliśmy grzecznie, co myślimy na temat, zapłaciliśmy i poszliśmy, zmienić lokal. Padło na Deli Bar (kuchnia węgierska) na Kazimierzu i tego nie żałujemy
Ja rozumiem, że =knajpa w LW jest nastawiona głównie na grupy i że klient z ulicy tam raczej nie przyjdzie, ale jak już przyjdzie, to chyba należy mu się traktowanie takie, jak klientowi w restauracji, a nie jak intruzowi w prywatnym lokalu, nie? Byłem tam wcześniej ze trzy razy, chciałem coś zjeść i nigdy mi się nie udało, bo zawsze a to nie mieli jedzenia (!), a to nie mieli produktów, a to awaria była, a to coś tam. Karty nie mieli nigdy. Rozumiem, że ten bal adwokatów to był dla nich target, a nie my, ale bez jaj, kartę dla nas mogli napisać w 5 minut i wydruczyć, w dzisiejszych czasach to żaden problem. Chyba że oni w tej knajpie zatrzymali się na etapie drukarenki z ziemniaków.
Ogólnie miejsce niesympatyczne, jakieś takie odpychające i jakby szemrane. Wrażenie zdecydowanie in minus, klient jest im w zasadzie do niczego niepotrzebny chyba...