Zieleń – dobrodziejstwo czy przekleństwo fortów?

Zacznijmy od tego jak to historycznie wyglądało. Zieleń w obrębie fortu i jego okolicach spełniała bardzo istotną rolę i tak naprawdę była zawsze nieodłącznym elementem fortyfikacji, spełniając różne funkcje. Jednym z zastosowań była zieleń przeszkodowa, generalnie niska, gęsta i najchętniej kolczasta, wykorzystywano więc np. głogi czy tarniny. Drugą o znacznie większym zasięgu była funkcja maskująca, stosowna na znacznie większych obszarach. W początkowym rozwoju twierdzy praktycznie wyłącznie poza obrysem fosy jako mocno rozbudowane maski boczne i tłowe złożone głównie z kasztanowców i jesionów, w późniejszym okresie pojawiały się również nasadzenia maskujące w obrębie fortu i tu główną rolę odgrywała robinia akacjowa. Ale wszystkie te rodzaje zieleni fortecznej łączyła jedna wspólna cecha - była pielęgnowana i utrzymywana w ryzach.
 
To, że o zieleń forteczną dbano generalnie skończyło wraz z upadkiem monarchii. Zieleń na fortach i w ich otoczeniu została praktycznie zostawiona sama sobie co doprowadziło do całkowitej zmiany wyglądu fortów i przyczynia się do ich degradacji. Jednym z głównych winowajców jest wspomniana robinia akacjowa. Gatunek obcy inwazyjny (IV najwyższa kategoria inwazyjności) charakteryzujący się szybkimi przyrostami, rozmnażaniem poprzez odrosty korzeniowe, jak również za pomocą nasion, które długo zachowują żywotność, zmieniający również w istotny sposób skład chemiczny gleby wpływa bardzo istotnie i niekorzystnie na różnorodność gatunkową szaty roślinnej. Ograniczenie dostępu światła oraz mocne wzbogacanie przez robinie gleby w azot co wiąże się z sukcesją roślin azotolubnych jak np. bez czarny, pokrzywa polna czy nawłocie powodujące jeszcze intensywniejsze zacienienie skutkuje zubożeniem składu gatunkowego szaty roślinnej, a zwłaszcza muraw mających kluczowe znaczenie dla utrzymania stabilności form ziemnych fortu.
 
Wielkim problemem jest ogólny kiepski stan fitosanitarny roślinności wysokiej. Drzewa są bardzo mocno zagęszczone, są płytko zakorzenione gdy rosną na nasypach na stropach kubatur lub są niestabilne porastając bardzo strome skarpy form ziemnych, do tego bardzo często w końcowych fazach witalności ze względu na to, że dominują tu gatunki krótkowieczne. Wszystko to powoduje bardzo częste wykroty, które uszkadzają zarówno elementy kubaturowe fortu jak i formy ziemne no i oczywiście stanowią ogromne zagrożenie dla odwiedzających obiekt. Ilustracją do tego postu jest zdjęcie fosy fortu Rajsko prezentujące jakie są efekty silniejszych porywów wiatru na forcie.
 
Zieleń jest zarówno dobrodziejstwem i nieodłącznym elementem fortu, ale jest również jego przekleństwem. Przekleństwem z naszej winy – brak pielęgnacji, niekontrolowany rozrost, czy pojawienie się roślin, których tam absolutnie nie powinno być (jak choćby rdestowiec na forcie Prokocim) doprowadza do zdziczenia tych terenów i niszczenia historycznej tkanki. Gdyby to były np. zdegradowane tereny poprzemysłowe to taka sukcesja (no może poza rdestowcem) byłaby pewnie pożądana, ale tu mamy do czynienia z historycznym założeniem, które podlega ochronie i konieczność jego zachowania w tym przypadku musi być ważniejsza niż ochrona drzew. Oczywiście doceniamy wartość drzew porastających forty i ich parkowy charakter. Nie nawołujemy do doprowadzenia zieleni do stanu z okresu budowy twierdzy (mamy tak zagospodarowany jeden fort – Krzesławice i jako przykład w zupełności wystarczy) ale naszym zdanie niezbędna jest radykalna interwencja w zieleń forteczną. Zachowanie zdrowych, najcenniejszych egzemplarzy niezagrażających zbyt mocno elementom fortów oraz zapewniających bezpieczny dostęp dla zwiedzających, mocne prześwietlenie wyższej roślinności aby mogły odbudowywać się murawy poprawiające stateczność form ziemnych oraz ograniczenie gatunków inwazyjnych. I z całym szacunkiem do wszelkich inicjatyw obywatelskich, o skali i konieczności wycinek na forcie powinni decydować specjaliści z zakresu przyrody oraz ochrony zabytków a nie sonda społeczna.